MATKI, SIŁACZKI I WOJOWNICZKI. KOBIETY DZISIEJSZYCH CZASÓW, CZY MOGĄ LICZYĆ NA POMOC?

Dzisiejszy post będzie w całości poświęcony Wam. Poświęcony będzie moim bohaterkom, kobietom które zdobyły szczyty ludzkiej wytrzymałości. Które niejednokrotnie zostały z tym same i walczą do dnia dzisiejszego o ludzką godność, o zdrowie swoje i swojego dziecka. Walczą o miłość i swoją psychikę, by po tym wszystkim co je spotkało móc żyć i nie zwariować. Zapraszam wszystkich do lektury. To naprawdę się przydarza, nam kobietom. To naprawdę nas spotyka. Po ostatnim wpisie poznałam wiele cudownych mam. Chciałabym teraz móc opowiedzieć ich historie, które zmieniły je na zawsze. Jeżeli tylko możesz pozwól, niech idzie to w świat, niech ludzie dowiedzą się jak wielki jest problem z opieką dla kobiet, które przeżyły w swoim życiu horror. Jaka jest ogromna luka w opiece psychologicznej dla matek. I to nic wstydliwego, to się dzieje obok nas, obok Ciebie, obok mnie.

Pierwsza historia mamy, która spędziła 9 tygodni w szpitalu. Zaczęło się wszytko bardzo szybko, gdy w 21 tygodniu odeszły wody. Strach, panika i informacja od lekarza, która niejedną osobę ścięło by z nóg „Pani dziecko ma 2 procent szans na przeżycie.” Pierwsza reakcja płacz, lecą łzy jak grochy. Jak to?!? Na co lekarz odpowiada ” czego wyjesz jak k…..”. Odpowiedź była na tyle oszałamiająca, że po prostu zabrakło słów, również moich jak to wszytko czytałam. Oczywiście byli bliscy, którzy bardzo pomogli, mama mogła wypłakać się i porozmawiać, ale cała sytuacja była przytłaczająca i skandaliczna! Później kolejny cios… Przyszedł nowy tydzień, lekarz znowu informuje, że dają pacjentce 48 godzin i zaczną sie skórcze. Niestety oni nic nie są wstanie zrobic, bo nie mają możliwości wykonania usg. W końcu wykonują usg po kłótni i namowach rodziny. Później kolejny wyjazd do szpitala, do Warszawy. Tam było dużo lepiej. Pomoc personelu medycznego i opieka była już na odpowiednim poziomie, jednak wspomnienia z pobytu we wcześniejszym szpitalu pozostawiały wiele do życzenia. Wpłynęły kolosalnie na uczucia, psychikę i emocje pacjentki. Słowa lekarza w pierwszym szpitalu są niedopuszczalne, choćby nie wiem ile godzin był na dyżurze. W Warszawie odbył się poród przez CC. Dziecko oczywiście potrzebowało pomocy. Skrajny wczeniaczek i jego matka przeżyli koszmar. Mama była na tyle silna, że od razu chciała wiedzieć się z chorym dzieckiem. Uspokajała się tylko tam, tam mogła opanować łzy i strach. Wszystko dla swojego dziecka, miłości swojego życia. Tam wiedziała, że musi być silna, dla Niego. Nie chciała by czuł jej strach. „Wiedzialam, że nie może czuć mojego strachu, że czuwa nad nim cała rodzina z nieba i multum lekarzy. Ale nikt nie zapytał czy chce pogadac z psychologiem”.

Kolejna historia mamy, z którą poczułam więź, może przez podobne emocje, jakie odczuwałyśmy. To co pisała było dokładnie moją historią. Może dlatego też, że również jak ja urodziła bliźniaki, wcześniaki. Dzieci leżały na oddziale neonatologicznym. Mama mogła oglądać je tylko dzięki zdjęciom, które wykonywał mąż, bo sama leżała unieruchomiona na oddziale. Wspomina jak ciężko było jej, gdy słyszała płacz dzieci, które leżały obok ze swoimi mamami. Wtedy tak bardzo pragnęła przytulić i wziąć w ramiona swoje dzieci. Zostało jej tylko patrzeć i przeżywać w głowie swóje cierpienie. Została na oddziale tyle, ile się tylko dało. Za namową rodziny uznała, że taka decyzja będzie dobra, bo blisko dzieci. Jednak w głębi duszy chciała uciec i wolałaby dojeżdżać codziennie do swoich pociech, byleby tylko nie czuć tej okropnej pustki na piersiach. Czuła to za każdym razem, gdy widziała inne mamy ze swoimi dziećmi. Nie czekając długo, mama postanowiła wypisać się na żądanie, wbrew woli bliskiej rodziny. „A ja czułam nadchodzącą depresje…, tylko płakałam.” Do dnia dzisiejszego ciężko jej jest się otrząsnąć z tamtych przeżyć. Za każdym razem, gdy wspomina przechodzą ją ciarki na plecach. I ciągłe myśli, co by było gdyby… „Kiedy teraz o tym wszystkim myśle, robi mi się słabo.” Matki, które przeszły takie rzeczy, zaraz po wyjściu ze szpitala, bardzo często mają uczucie, że nie robią dla dziecka wystarczająco dużo. Skoro dziecko było chore i leżało w szpitalu to muszą mu to wynagrodzić. Nachodzi myśl i poczucie, że teraz muszą dać z siebie o wiele więcej niż inne mamy. Mamy mają poczucie winy, gdy oddają dziecko do dziadków, wyrzuty gdy chcą je oddać do przedszkola. Myśl: co ze mnie za matka, skoro moje dziecko było chore, ja nie mogę czuć się zmęczona, jakim prawem? „Jakbym nie robiła dla nich wszystkiego, nie dawała wszystkiego, wręcz zaniedbywała.” Nikt nie zdołał wytłumaczyć, że takie myślenie jest błędne. Wytłumaczyć, że jest najlepszą matką jaką tylko jej dzieci mogą mieć. I nic nie jest wstanie tego zmienić. Jest dla nich całym światem. A dzieci są jej całym światem. Ktoś nie przyzna tutaj racji? Chyba nie ma takiej matki, która myśli inaczej.

Trzecia historia to mama ciężko chorego synka. Chłopczyk urodził się z chorobą serduszka. Jak powtarza mama, nikt w rodzinie nie do końca był wstanie zrozumieć jej tragedii. Do dziś chłopczyk musi być pod kontrolą lekarzy. Ma 19 miesięcy, a wziął tyle antybiotków co niejeden dorosły w całym swoim życiu. „Przyjął juz 17 antybiotykow, a za kilka dni ma dopiero 19 miesięcy”. Mama odczuwa strach jak to odbije się na jego zdrowiu. Ciągle martwi się i przeżywa jego stan zdrowia. Chciałaby móc z kimś o tym porozmawiać, jednak nikt nie raczył jej wesprzeć emocjonalnie. Kobiety w takich przypadkach często nie potrafią otworzyć się dla bliskich. Bliscy bagatelizują sprawę uważając, że skoro dziecko już nie musi być codziennie w szpitalu, to nie trzeba tego codziennie rozpamiętywać. Jednak mamie jest ciężko podejść tak do sytuacji. To jej cały świat, w tej małej 19 miesięcznej istocie. Co noc, po kilka razy, mama sprawdza, czy maluszek oddycha, czy wszytko z nim dobrze. Żyje w permanentnym stresie. Nikt nie zaproponował spotkań z psychologiem. „A co czuję? Przede wszystkim żal do osób, które zostawiły nas samych z tymi informacjami. Żal, że nie została nam udzielona pomoc psychologa. Mam żal do wielu osób, ale też jestem wdzieczna 2 lekarzom z powołania…” I za to można podziękować, że są jeszcze ludzie empatyczni i z powołaniem.

Kolejna historia mamy, która nigdy nie doczekała się pomocy, choć o nią poprosiła. Spędziła 6 tygodni w szpitalu i nikt nawet nie zapytał jak się mama czuje i jak czuje się dzidziuś. „Psychologa się oczywiście nie doczekałam. Co wieczór wracałam do domu i płakałam, zaczynałam płakać już w samochodzie pod szpitalem, czasami ubierając się na korytarzu. Raz się rozpłakałam na rodzinnej uroczystości, znajoma dała mi lalkę dla Młodej. Wszyscy się dziwili, czemu ja płaczę, o co mi chodzi. A ja tego dnia trzymałam na ręku moje dziecko, które akurat przestało oddychać…” Wtedy mama umarła za życia, jak ja, gdy nie wiedziałam, czy moje bliźniaki przeżyją. Więc doskonale rozumiem ją i jej uczucia. Mama tak jak z resztą inne matki po takich sytuacjach nie śpią spokojnie. Mama co chwile wstaje do córeczki, by sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Trauma została, obawa o życie również, uraz psychiczny też, a żyć trzeba dalej. Nikt nie zadbał, by żyło się takim kobietom lżej. Mama musiała sama poszukać sobie terapeuty, by pukładać to wszytko w głowie. Chce pozbierać myśli, by choć w połowie zrozumieć co spotkało jej córeczkę, ją i jej rodzinę. Pamiętajmy, że w wielu przypadkach tragedie przechodzi cała rodzina, mąż, rodzeństwo, dziadkowie. Przede wszystkim mąż, który często jest pierwszą osobą przy kobiecie zaraz po porodzie. Dotyka go to równie mocno, jak matkę.

Jeszcze jedna mama trojaczków, która jako jedyna uzyskała pomoc. Zajęli się wszystkim, od codziennego sprawdzania jak mama się czuje, po codzienne rozmowy na temat tego co się stało. Położne pytały o samopoczucie, o to czego pacjentka się boi, dlaczego nie może spać, prosiły by zjadła obiad. Pamiętam, że czytając wiadomość od tej mamy, byłam bardzo mile zaskoczona. Każda z mam chciałaby takiej opieki. Po prostu pełen profesjonalizm. ” Ja miałam pomoc położnych, codziennie pytały jak się czuję… Położna na odziale, też codziennie siedziała i ze mną rozmawiała wieczorem. Miałam męża w szpitalu po porodzie 24/h na dobę, przez 2 tyg po porodzie. Po szpitalu, przez miesiąc wpadała pielęgniarka 1-2 w tygodniu sprawdzić co u nas i poważyć maluchy. Tak przez rok czasu, potem już rzadziej. Wypełniałam ankietę o stanie psychicznym…” Takie podejście do pacjenta to ja rozumiem! Gdy zapytałam mamę, gdzie rodziła, odpowiedź była taka „w Edinburgu”. Mimo, że mama miała pomoc, nie spowodowało, że całkowicie zapomniała o tym co ją spotkało. Po prostu było jej łatwiej to wszytko przejść. Wyżalić się i porozmawiać. Dało jej poczucie bezpieczeństwa, że ktoś stara się zrozumieć w jakiej sytuacji znajduję się ona, jej rodzina i jej przedwcześnie urodzone trojaczki. Na pewno to co przeszła z rodziną było ciężkie, jednak miała zapewniony komfort psychiczny i przeszła to dużo lepiej niż mamy, które takiej pomocy nie dostały.

Już ostatnia historia mamy. Czytając jej historię, płakałam. Mama spędziła prawie 3 miesiące w szpitalu. Synek przyszedł w 32 tygodniu, a od 26 tygodnia mama leżała już w szpitalu na podtrzymaniu ciąży. Na dodatek złego, w szpitalu panowała epidemia grupy i nikt nie mógł jej odwiedzać. Po porodzie, synek trafił na intensywną terapię. Mama zaczęła odczuwać niepokój i czuła, że coś się z nią dzieje niedobrego. „Do tej pory jak mówiłam, że chyba mam depresję poporodową nikt mi nie wierzył, zaklepane, poklepane. Nie co ty, nie masz depresji…” Bez powodu płakała, koszmary, myśli co by było gdyby syn nie przeżył… Wspomnienia o wcześniejszym poronieniu. Wszystkie złe demony wróciły do mamy i męczyły ją codziennie. Jednak mama tak bardzo wierzyła, że tym razem wszytko będzie dobrze. Dziecko urodzi się zdrowe, będzie tak jak powinno być. Kto tak nie myśli? Prawda? Każda z nas wierzy w to, że musi być dobrze. „Tym razem miało być inaczej, wspaniale. Miałam doskonale poskładany plan porodu, nic z niego nie zostało spełnione.” Mama została poddana próbie. Obdarto ją ze wszystkiego. Poczuła pustkę w środku. Wstyd i jej intymność nie miały żadnego znaczenia dla szpitala „Czułam się jak skarbonka na leki wprowadzane we mnie z każdej strony. Też zaczęłam tracić przytomność, dziecko naciskało na nerw błędny serca. Miałam wielowodzie. KTG skakało jak himalaje. Przez cały czas na rozkurczach i pompach.” Mama płakała co noc. Najważniejszy był dla niej syn. Nie myślała o tym co właśnie ją spotyka i jak jest traktowana. Najważniejsza była ta mała istota. Dla niej znosiła to wszystko. „Płakałam co noc w poduszkę, dziewczyny obok mnie się zmieniały, a ja leżałam. Każdy dzień na wagę złota. Zero pomocy od szpitala w tych trudnych chwilach.” Gdy nadszedł czas na poród przez CC, pojawiły się kolejne problemy z wkłuciem się ze znieczuleniem. „Siedziałam na tym stole z wepchaną pieluchą pod koszulę i misiem który miał trafić od razu do syna do inkubatora. I płakałam. Bo bałam się o syna, siebie. Byłam przerażona. Ktoś mnie trzymał ktoś naciskał, inny wkuwał.” Mama przeżyła szok. Była na skraju wyczerpania i sił. ” Łzy płynęły strumieniami. Nie było nikogo kto mógłby mnie uspokoić i pomóc to przetrwać. W końcu usiadł za mną anestezjolog, młody mężczyzna. Wytarł mi twarz, oczy i tak już został. Zagadał, głaskał. Wody chlusnęły…” Później niestety dziecko zostało natychmiast zabrane na OIOM. Nagle uderza ta bezsilność i poczucie, że nic nie możesz zrobić. Znam to ze swojego doświadczenia. To jest okropne. Ta cisza, brak ciepła swojego dziecka. Tęsknisz za nim jak za nikim innym. „Leżysz jak ta kłoda, bez czucia i wewnętrznie krzyczysz! Bo nic nie wiesz. Koło bliskich lekarz tylko przeleciał. Nikt im nie dał znać co z dzieckiem co ze mną. I trafiasz na salę pooperacyjną. Gdzie jest jeszcze takich jak ty 5 albo 6. Z kroplówki leci to tramal, to ketonal i tak w koło. Lecą minuty i godziny, a Ty nie możesz zobaczyć dziecka. Ja wstałam sama, bez fizjoterapeuty jak tylko poczułam nogi i kazałam się zawieźć na intensywną terapię do syna. Był taki malutki a tyle tych pomp, wkłuć. Nigdzie nie mogłam zasnąć, tylko na fotelu obok inkubatora. I potem przez miesiąc co 3 h karmienie, więc w nocy śpisz 2 -3 godziny, bo budzik, laktator, biegniesz z jedzeniem, zanim szkrab to zje, zanim go pogłaszczesz i przewiniesz, wracasz i zaraz znów trzeba ściągać pokarm i pędzić.” Gdy mama karmiła swojego malucha, synkowi spadała saturacja. Nikt z mamą nie porozmawiał, że takie rzeczy się zdarzają i że ma karmić normalnie, bez obaw. Każda pora karmienia przyprawiała o zawał serca. „Nie było nikogo kto by mi pomógł przez to przejść na oddziale.” Nikogo nie było przy mamie. Nikt nie zapytał, czy potrzebuje pomocy. „Ja dwa tygodnie po cesarce powiedziałam, że coś jest nie tak, że boli mnie po lewej stronie, w spojeniu łonowym, jednak nikt tego nie sprawdził, mówiąc bez żadnego badania, że to po CC…” Nikt nawet nie starał się wyjaśnić skąd ten ból. Bagatelizowano sprawę pacjentki. Jak się później okazało, prawdopodobnie doszło do złamania kości łonowej. Nikt nie jest wstanie tego wytłumaczyć. Później kolejny problem przed którym stanęła mama. Wiele przychodni bało się podjąć opieki specjalistycznej nad wcześniakiem. Mama musiała szukać wszytkiego sama. „Ale w końcu jestem w miejscu w którym zmądrzeliśmy i poszłam do psychologa. Mam nadzieję, że uda się to przepracować. Odbudować pewność siebie, zaufanie, poczucie własnej wartości i potrzebę bliskości z partnerem.” Takie przeżycia przechodzi niejedna z nas. Musimy ze wszystkim poradzić sobie same. Nie dość, że dziecko jest chore to jeszcze do tego dochodzi zły stan zdrowia matki. Zero wsparcia, zero pomocy. Gdyby była pomoc, to wszytko mogłoby wyglądać inaczej. Zabrakło wsparcia i współpracy, empatii, ludzkiego podejścia, opieki…

Przedstawione historie są bardzo smutne. Praktycznie żadna z mam nie uzyskała żadnego wsparcia. Nikt nie przyniósł im ratunku w takich ciężkich chwilach. One same o sobie nie myślały, miały ważniejszy problem- choroba dziecka. Wtedy całkowicie matka zapomina o sobie. Ona nie istnieje, bez swojego maleństwa. Mamy te po czasie zapragnęły ratunku. Zły stan psychiczny dawał o sobie się we znaki. Zaczęły szukać pomocy, gdy demony przeszłości wróciły. Zaczęły szukać matek i ich dzieci z podobnymi przejściami. I część osób znalazło wsparcie. Czasem okazuje się, że taka mama ma więcej wsparcia na portalach społecznościowych niż w szpitalu. Tak, to prawda! Co może być przyczyną takiego złego stanu w systemie zdrowia? To przede wszystkim brak personelu. Często jest tylko jeden psycholog na cały szpital. Mamy na własną rękę szukają wsparcia i pomocy. A każdej mamie, która przechodzi załamanie należy się pomoc. Trzeba o tym głośno mówić i nie możemy tego bagatelizować! Ludzie są przepracowani i brakuje im emaptii. Jak widziałyście powyżej, niekiedy brakuje również kultury osobistej i odpowiedniego podejścia do człowieka. Pracownicy są przemęczeni i zobojętnienieni na krzywdę ludzką. To jednak nie upoważnia do złego traktowania. Nie można na takie zachowania pozwolić. W każdej historii zbrakło profesjonalnego wsparcia dla mamy, a nie mówiąc jeszcze o pomocy rodzinie, która też w tym wszystkim uczestniczy. I często nawet nie wie co zrobić, jak się zachować, gdy dzieje się krzywda matce i jej dziecku. Nikt tak naprawdę, nawet nie zapytał „moich mam” o potrzebę rozmowy z terapeutą, czy psychologiem. A każda z tych przeżyć była przecież ogromną traumą. Nieszczęściem, które spowodowało uraz psychiczny. Brak poczucia, że jest się dobrą matką, obwinianie siebie, stany lękowe, depresje, ciągły niepokój, obniżenie poczucia własnej wartości, popsucie relacji z partnerem, a to tylko kilka z wielu przykładów. Niech inne mamy się nie boją o tym mówić. Mamy prawo prosić o wsparcie i pomoc. Rozpalmy serca i rozumy innych ludzi. Dajmy do myślenia. A Wam moje Drogie Mamy chciałam za każdą informację, wiadomość, rozmowę bardzo podziękować. Mam nadzieję, że każda z nas po tym wszystkim będzie umiała stanąć na nogi. Wiele z tych rzeczy mogłoby przecież wyglądać inaczej, gdyby była pomoc psychologa. A takich historii jest naprawdę dużo, mogłabym pisać jeszcze ładnych kilka stron… To przykre. Proszę udostępnij, może komuś to pozwoli na zmianę sposobu myślenia. Taka mama zobaczy, że ma prawo do różnych myśli, ma prawo zapytać i poprosić o pomoc psychologa. Uświadomi sobie, że nie jest niczemu winna i da jej dzięki temu nowe życie…

Emocjonalne.

Do później.

#prawoMam

2 myśli na temat “MATKI, SIŁACZKI I WOJOWNICZKI. KOBIETY DZISIEJSZYCH CZASÓW, CZY MOGĄ LICZYĆ NA POMOC?

  1. Urodziłam wcześniaka w 25tc fizjologicznie po 5 tygodniowym pobycie na patologi ciazy.. Przy porodzie trauma i strach bo było za późno na CC, a synek porodu fizjologicznego nie miał szans przezyc. Po porodzie nikt ze mną nie rozmawiał. 4 miesięczny pobyt dziecka w szpitalu,lepsze i gorsze dni, ciągły strach o jego życie, reanimacje, kroki w tył. Wierzyłam. Wierzyłam że wyjdziemy do domu. Nie dałam się, nie poddałam. Ale do dzisiaj na słowa rodziny o drugim dziecku się wzdrygam, jeśli ktoś zagwarantuje mi urodzenie zdrowego w terminie dziecka to tak! Ale nikt tego nie zapewni… Nikt nie wymarze tej ciemnej karty…

    Polubienie

    1. Wiem, że nie było Ci łatwo, takich rzeczy się nie zapomina, nie możemy ich wymazać z pamięci. Możemy jednak motywować siebie tym co się stało i wyciągać wnioski. Szanować życie i drugiego człowieka. Dziękować, że nie skończyło się inaczej. Doceniać siebie i tą małą istotę, która przeszła więcej niż niejeden z nas. Ja tak się staram, brać z tego coś więcej niż tylko smutek. U mnie mijają ponad trzy lata. Z biegiem czasu stałam się bardziej szczęśliwa, bo nauczyłam się mówić o tym i o moich uczuciach jakie wtedy mi towarzyszyły i niejednokrotnie odbijały się echem w późniejszym czasie. Tego tobie życzę. Siły!! Zdrowia!! I mów! Dużo mów o tym co czujesz, przeżywasz i przeżywałas. Pozwoli Ci to uwolnić siebie od złych emocji. Nigdy nie wymaże, ale pozwoli być świadomym tego, że życie jest tylko jedno i trzeba teraz właśnie zacząć żyć! Nie egzystować, tylko żyć.

      Polubienie

Dodaj komentarz